Decydując się na psa nie wiedzieliśmy dokładnie jakiego psa szukamy. Miała być suczka niewielkich rozmiarów. Ze schroniska wyszliśmy z psem, który już wtedy (5 miesięcy) ważył 10 kg. Dlaczego tak się stało? Mastan miał kilkoro rodzeństwa i było już kilka chętnych rodzin, każda z dziećmi. On był najbardziej wycofany i też najbardziej ze wszystkich szczeniaków bał się dzieci. Dostaliśmy informacje, że w miejscu w którym psiaki wcześniej przebywały było 3 letnie dziecko i Mastan wykazywał agresję w stosunku do niego, za co jako jedyny mieszkał na dworze. Wybór był prosty. Nie mogliśmy postąpić inaczej.
Pierwszy miesiąc był bardzo trudny. Pod nasz dach trafił pies, który bał się dosłownie wszystkiego a moja wiedza na tamten moment była niewielka. Sikał pod siebie ze strachu przy zakładaniu szelek, nie chciał wychodzić na spacery, bał się każdego naszego ruchu, innych psów, ludzi, dzieci. Patrząc wstecz zrobiliśmy ogromne postępy.
Sporo czasu zajęło mi zdobycie jego zaufania. Popchnął mnie do zgłębiania wiedzy na temat psiej psychiki. Pracowaliśmy bardzo dużo. Każdy spacer to była torba smaczków i stopniowe przyzwyczajanie go do życia w mieście, co nie było łatwe przy psie, który pierwsze 5 miesięcy swojego życia spędził na wsi. Ja również musiałam sobie radzić ze swoimi emocjami. Widok własnego psa, który przez cały spacer jest zestresowany nie jest niczym przyjemnym. W tym wpisie nie będę skupiać się na metodach pracy, które u nas się sprawdziły. Chciałabym aby ten wpis zobrazował jakie przeszkody mogą pojawić się na drodze osoby chętnej na adopcję psa lękliwego.
Z czym na co dzień mierzy się opiekun psa lękliwego?
Jak wspomniałam wyżej – Mastan boi się obcych ludzi, szczególnie mężczyzn. W codziennych spacerach dużą trudność sprawia nam przejście obok kogokolwiek. Najgorsze są osoby, które stoją w miejscu i (o zgrozo) patrzą w naszym kierunku. Bardzo często unikam takich sytuacji (idę inną drogą, zwykle naokoło) ale nie zawsze jest to możliwe. Wtedy staram się skupić Mastana na sobie, ustawić go obok mnie w taki sposób żebym ciałem odgradzała go od strasznego nieznajomego. Oczywiście nieraz zdarzają się sytuacje kiedy ktoś wyskoczy nam nagle zza rogu. Wtedy jedyne co mogę zrobić to jak najszybciej zabrać go z sytuacji a po wszystkim dać mu strategię, która pomaga mu się uspokoić (u nas często jest to szukanie smaczków w trawie).
Spacery wieczorne są dla nas najgorsze i od jakiegoś czasu zaczynamy je wymykając się przez garaż podziemny. Mieszkamy na dużym osiedlu. Średnia wieku dzieci naszych sąsiadów to 10 lat. Dzieci są głośne. Bardzo głośne! Szatańska zabawka jaką jest pistolet na kapiszony jest jeszcze głośniejsza. I to od jakiegoś czasu jest nasza zmora. Lato i piękna pogoda sprzyjają siedzeniu do późna na podwórku. Kilka razy Mastan wystraszył się pistoletu i to wystarczyło żeby źle skojarzył sobie również dzieci. Wcześniej udało nam się dojść do momentu w którym dzieci zupełnie ignorował dopóki nie wchodziły w jego przestrzeń i nie przekraczały granic. Teraz jak tylko w oddali usłyszy krzyki i piski to natychmiast zmienia się cała postawa ciała a on staje się małą wystraszoną kulką. Chcąc zmniejszyć stres wychodzimy na spacer przez garaż i tym samym unikamy przejścia przez najbardziej obleganą część osiedla. Oczywiście nie będziemy tak uciekać całe życie i też nie wszystkich dzieci jesteśmy w stanie uniknąć, więc tu zaczyna się nasza praca od nowa. Praca, którą już kiedyś wykonaliśmy więc wierzę, że i tym razem się uda.
Jakiś czas temu mieliśmy bliskie spotkanie z fajerwerkami. Nie będę już tutaj tego rozwijać, jest o tym zapisana relacja na Instagramie. W każdym razie po tamtym zdarzeniu wiele nam się posypało. Mastan zaczął reagować na wiele dźwięków, których wcześniej zdawał się nie słyszeć. Stał się dużo bardziej lękliwy, niepewny, wystraszony i permanentnie smutny. Walczymy z tym już jakiś czas, postępy są ale wciąż nie udało nam się wrócić do równowagi sprzed tego wydarzenia. Największym wyzwaniem będzie dla nas okres sylwestrowy i już teraz zaczynam o tym myśleć. Biorę nawet pod uwagę wyjazd na ten czas w jakąś kompletną dzicz i mam tylko nadzieję, że będzie to możliwe. Jego reakcje na pojedyncze dźwięki przypominające wystrzał gdzieś w oddali potrafią być tak intensywne, że huki petard dwa tygodnie przed i dwa tygodnie po sylwestrze mogą zupełnie zniszczyć jego psychikę.
Planowanie wizyt gości, montera klimatyzacji czy robotników podczas remontu to wyższa matematyka. O ile z gośćmi jest łatwiej (mogę ich uprzedzić jak mają się zachowywać) to z obcymi ludźmi jest o wiele trudniej. Najczęściej ulatniamy się z domu i idziemy na jakiś długi spacer. Jeżeli nie jest to możliwe to siadam z nim na kanapie albo obok jego posłania, daję gryzaka, nagradzam każdy przejaw spokoju, wspieram jeżeli sytuacja jest zbyt trudna. Zawsze też proszę nieznajomych przybyszy żeby traktowali go jak powietrze. Raz od kominiarza usłyszałam „A co on agresywny? Przecież border collie nie są agresywne.”
Wyjazdy, wakacje, podróże. O tym planuję napisać osobny wpis ale już teraz mogę powiedzieć, że jest to logistyka na wysokim poziomie. Mastan zdecydowanie nie jest psem który poradzi sobie w każdych warunkach. Nie jest nawet psem który poradzi sobie w prawie każdych warunkach. Jest raczej psem który NIE poradzi sobie w prawie każdych warunkach. Wyjazd musi być bardzo dobrze zaplanowany i dostosowany pod niego. Szyty na miarę.
To może wyjazd bez psa? Tu niestety pojawia się kolejny problem. Komu zostawić tak wymagającego psa? Jeszcze nie było konieczności zostawienia go, ale wielokrotnie o tym myśleliśmy analizując każdą możliwą opcję. I co? Hotele odpadają, bo to wiązałoby się nie tylko ze zmianą otoczenia ale też ze zmianą ludzi, którzy sprawowaliby nad nim opiekę. Nie mam też w okolicy żadnego zaufanego miejsca i sądzę, że z moimi wymaganiami ciężko by było cokolwiek znaleźć. Z różnych względów nie mamy też możliwości oddania go nikomu z rodziny. Jedyną deską ratunku byłaby jego ukochana ciociunia, która zostałaby z nim u nas w domu. Oczywiście to też nie jest takie proste. Musiałaby mieć czas, chęci i możliwość dostosowania się do moich warunków oraz bezwzględnego przestrzegania listy którą bym jej zostawiła. Lista zapewne byłaby nie listą, a książką i zanim doczytałaby do końca to już byśmy zdążyli wrócić. Oczywiście trochę żartuję ale jednak zostawienie komuś pod opiekę tak wymagającego psa nie jest niczym prostym. Dla mnie emocjonalnie również.
Oczy dookoła głowy na każdym spacerze. Spacer relaksujący również dla mnie? Pół godziny drogi samochodem na totalne odludzie – a i w takich warunkach muszę być jednak czujna. Rzeczy na które większość psów pewnie by nie zwróciła uwagi są dla Mastana stresujące. Muszę uważać na szalonych ludzi, podbiegające psy, nagłe dźwięki. Wszystko co mogłoby go spłoszyć. Linka treningowa jest przedłużeniem mojej prawej ręki ale jeżeli w danym dniu zdecyduję się ją wypuścić to muszę być podwójnie czujna. W sytuacji awaryjnej mam max 3 sekundy na reakcje bo mniej więcej tyle czasu stoi w miejscu zanim zacznie uciekać. Oczywiście cały czas szlifujemy przywołanie. Awaryjne „STOP” jak dotąd mnie nie zawiodło. Mimo wszystko przy tak lękliwym psie trzeba mieć bardzo ograniczone zaufanie do otoczenia. Na plaży, na wsi, o godzinie 20, w środku lata też nie spodziewałam się wybuchu petard – a jednak. Mimo wszystko chcę mu dawać tyle wolności na ile i on i ja jesteśmy gotowi.
Właściwie mogłabym tak wymieniać jeszcze długo ale chciałam tylko przedstawić ogólny obraz życia z psem lękliwym i pokazać, że nie z każdym psem jesteśmy w stanie zrobić wszystko co sobie założyliśmy na początku. Trzeba być elastycznym, schować do kieszeni swoje ambicje, pogodzić się z pewnymi rzeczami ale mimo wszystko cały czas pracować i nie zniechęcać się porażkami. Ja już dawno pogodziłam się z tym, że Mastan nigdy nie będzie kochał wszystkich ludzi, psów, nie będzie psim sportowcem startującym w zawodach czy wesołkiem cieszącym się ze wszystkiego co mu zaproponuję. Jeszcze wiele rzeczy możemy zmienić żeby poprawić jego komfort życia ale charakteru nie da się zmienić. I taki właśnie on jest. Ze wszystkimi „wadami” i „zaletami”, charakterem, przeszłością, doświadczeniami, straszkami. Najcudowniejszy, najkochańszy, wrażliwy, smutny, wesoły, wycofany, czuły. Takiego właśnie go kochamy – BO NIE BYŁBY SOBĄ GDYBY BYŁ INNY.
Jakbym czytała o swoim Puszku, dokładnie z takimi samymi problemami borykam się codziennie. Najbardziej frustruje mnie brak zrozumienia i bezmyślność innych właścicieli psów.
Po dwóch miesiącach dostrzegam ogromne postępy, ale nadal długa droga przed nami.
Pozdrawiam!
Trzymam kciuki żeby wszystko wam się poukładało. Na bezmyślnych ludzi niestety nie mamy wpływu więc jedyne co nam pozostaje to dalej robić swoje 🙂
Jakbym czytała o mojej Sabince, ostatnia z miotu, wycofana, lękliwa. Dużo pracy jest za nami, a jeszcze więcej przed. Bardzo fajny początek. Będziemy czekać na następny wpis.
Trzymam za was kciuki i dziękuję za miłe słowa. To bardzo budujące 🙂