Kiedy myślimy o znęcaniu się nad psem pierwsze co przychodzi na myśl to wychudzony, przywiązany do budy burek, gdzieś w odległych zakamarkach Polski, na wsi zabitej dechami. Taki zaniedbany, nie leczony, zapomniany. Nie widujemy takich obrazków na własne oczy. Raczej gdzieś w internecie. Na Facebooku zalewa nas fala takich postów. Fundacje pękają w szwach i codziennie ratują takie właśnie psy. Nas to nie dotyczy. Całą winę przypisujemy zacofanym ludziom ze wsi ciesząc się, że jesteśmy tacy świadomi i postępowi bo mieszkamy w dużym mieście. Oni natomiast mają nas za wariatów, którzy ubierają pieski i pozwalają im spać w łóżku (to wszystko oczywiście jest wielkim uproszczeniem, celowo posługuję się stereotypami). Ale czy faktycznie te czyste i pachnące pieski z wielkich miast żyją jak pączki w maśle?
Pies w bloku.
Mieszkam w Warszawie na dość sporym osiedlu i codziennie ze smutkiem obserwuję jak żyją psy w naszej okolicy. Często spotykamy psy sfrustrowane, nadpobudliwe, agresywne, wycofane. Nie mają zaspokajanych podstawowych potrzeb, a ich aktywność ogranicza się do trzech spacerów wokół bloku. Codziennie ta sama trasa, te same zapachy, ci sami ludzie i psy. Nie znają nic poza tym osiedlem.
W naszej klatce mieszka młode małżeństwo z suczką. Mają ją od jakiegoś roku, wtedy była podrośniętym szczeniakiem. To jest młody pies, pełen energii, mocno reaktywny. Wychodzą z nią na smyczy flexi tylko na trawnik przy samej klatce. Ona na tej flexi biega jak opętana wokół nich, szarpie się okrutnie do wszystkich psów, wokalizuje. Jak na to reagują jej opiekunowie? Szarpią, krzyczą, sadzają ją na siłę przy nodze. Im bardziej ona się nakręca tym szybciej oni wracają z nią do domu. Efekt? Pies wychodzi właściwie tylko na siku. Jakiś czas temu spotkałam ich na klatce wracając ze spaceru. Jak tylko zobaczyłam, że wychodzą z windy to cofnęłam się na dwór. Klatka schodowa jest dosyć wąska więc wyszłam żeby ich przepuścić i na spokojnie wrócić do domu. Zostałam zjechana pogardliwym wzrokiem i usłyszałam: „skoro tak bardzo się Pani boi to mogłem wziąć ją na ręce, nie trzeba od razu uciekać”. A przecież ja tylko dałam im możliwość spokojnego wyjścia z klatki i chciałam uniknąć potencjalnego konfliktu.
Teraz mamy wysyp covidowych szczeniaków. Na początku pandemii ludzie mieli dużo więcej czasu, więc okazało się, że to świetny moment na psa. Teraz te szczeniaki to buzujące hormonami podrostki w najgorszym momencie dorastania. My na osiedlu mamy takich kilka i bardzo tym psom współczuję. To są naprawdę nieszczęśliwe i nierozumiane psy. Biegają luzem, doskakują do każdego, nie miały zapewnionej odpowiedniej socjalizacji. To są zazwyczaj psy zupełnie nie umiejące się komunikować. Ostatnio odprowadzałam takiego gagatka do jego „opiekunki”, która zamiast zająć się psem wolała sobie urządzać pogawędki. Jej pies wpadł w nas na pełnej prędkości i za nic nie chciał odejść. Nie czytał nawet bardzo dosadnych komunikatów Mastana. Dobrze, że przynajmniej miał obroże bo mogłam go złapać. To jest jakaś chora sytuacja. Ja nie jestem od tego żeby łapać cudze psy i tak samo jak oni mam prawo wyjść na spokojny spacer.
Na osiedlach psy wpadają na siebie i najczęściej to ludzie doprowadzają do nieporozumień między nimi. Już samo to, że na tak małej przestrzeni mieszka tyle psów jest dla nich nienaturalne. My jeszcze do tego dokładamy, nie wspieramy psów, pozostawiamy je same sobie, wprowadzamy w trudne sytuacje. Ci słynni podbiegacze (zmora bardziej świadomych opiekunów) to są właśnie psy, które najczęściej nie mają innej strategii ani pomysłu jak wyjść z tej interakcji. Jeżeli były zmuszane do podchodzenia do psów to z dużym prawdopodobieństwem będą to zachowanie prezentować również puszczone luzem.
Generalnie na naszym osiedlu uchodzę za wariatkę. Zwyczajnie przestałam się już z ludźmi patyczkować. Jeżeli coś działa na mojego psa negatywnie albo wręcz jest niebezpieczne to nie ma we mnie zgody na to. Nikomu nie pozwalam go głaskać. Nie zgadzam się na „witanie” psów na smyczach. Jak wolno biegający szogun wpada w nas na pełnej to przestaje być miła i uprzejma. Zwracam uwagę jeżeli ktoś cmoka na mojego psa. Dzieciom zabraniam wyciągać ręce zanim jeszcze same o to zapytają. Reaguję kiedy innemu psu dzieje się krzywda. Omijam ludzi i niekomunikujące się psy. Jestem uważna i ostrożna. Mam oczy szeroko otwarte i zawsze wycofuję się jeśli widzę gdzieś potencjalne zagrożenie. I to wszystko sprawia, że ludzie patrzą na mnie jak na wariatkę. A to jest super proste – jeżeli każdy wykazałby się jakimś minimum zrozumienia i uważności to nam wszystkim żyłoby się lepiej, a psy byłyby dużo spokojniejsze.
Pies w domu z ogrodem.
No właśnie, czy pies który ma do dyspozycji ogród jest super szczęśliwy? Często na Facebookowych grupach pada pytanie: ”Czy pies rasy (wstaw dowolne) nada się do bloku?” „Czy duży pies potrzebuje ogrodu?”. Nadal panuje przeświadczenie, że większe psy nie będą szczęśliwe mieszkając w bloku i tylko dom z ogrodem im to szczęście zapewni. Tylko który pies będzie szczęśliwszy: husky mieszkający w bloku, aktywny, spacery 2h dziennie na polach czy może buldog francuski mieszkający w domu z ogrodem 3000 metrów kwadratowych ale wychodzący na spacery raz w tygodniu? Niezależnie od tego jakiego mamy psa i gdzie mieszkamy – pies potrzebuje spacerów, eksploracji, poznawania nowych miejsc, spokojnej wędrówki, swobodnego ruchu. I właśnie dlatego te ogrody są często przekleństwem psów i stają się ich więzieniem. Trzeba pamiętać, że dla psa ogród jest tylko przedłużeniem domu. Nie doświadcza tam niczego nowego, są tam te same zapachy. To jest zwyczajnie nudne. I ilu byśmy takiemu psu nie kupili nowych obróżek, ilu by nie miał mięciutkich posłanek i jak bardzo byśmy go (w naszych oczach) nie kochali to taki pies nie będzie szczęśliwy. Wyobraźmy sobie, że ktoś zamyka nas w takim pięknym domu z ogrodem. Jedyne co znamy to ten dom i ogród. Nigdzie poza teren nie wychodzimy. Nie znamy innych osobników naszego gatunku. I nawet jeżeli dadzą nam wygodne łóżko i będą nas dobrze karmić to nigdy nie będziemy szczęśliwi. I tak właśnie żyje mnóstwo psów. Oczywiście na dobrostan psa wpływa dużo więcej czynników niż tylko spacery ale o tym już kiedyś pisałam.
(Nie)Rób z psem jak najwięcej i wątpliwej jakości trenerzy.
Kiedyś myślałam, że mój pies potrzebuje mieć jak najwięcej zajęć, znać jak najwięcej sztuczek, stale rozwijać swoje cyrkowe umiejętności. Całe szczęście w porę się opamiętałam. I ja nie jestem przeciwniczką szkół dla psów czy psich sportów. Jestem przeciwniczką jeżeli ma to służyć wyłącznie człowiekowi. Jestem przeciwniczką jeżeli stosuje się przymus, a „szkolenie” opiera się na karaniu. No bo to jest jakiś kompletny absurd, że chcemy nauczyć psa rzeczy zupełnie mu do szczęścia niepotrzebnych dodatkowo go do tego zmuszając i odbierając całą przyjemność z robienia rzeczy razem, ze wspólnego spędzania czasu. Jak widzę „trenerów” którzy siłą wpychają psa do tunelu to mi się nóż w kieszeni otwiera. Psie przedszkola na 10 psów w różnym wieku, różnej wielkości, a zajęcia opierają się głównie na wspólnym kotłowaniu na ograniczonej przestrzeni. Naprawdę można z powodzeniem socjalizować szczeniaka w inny sposób. Jeżeli zdecydujecie się jednak na psie przedszkole to błagam, wybierzcie mądrze.
Osobiście nie kręcą mnie psie sporty. Rozumiem, że komuś może sprawiać to radość jednak ja w życiu z psem stawiam na rzeczy przydatne. Stawiam na hasła, które pozwalają mi oddać mu jeszcze więcej wolności. Hasła, które zapewniają mu bezpieczeństwo, a mi spokój ducha. Traktuje go jak równego sobie i nie mam potrzeby uczenia go rzeczy zupełnie dla niego nienaturalnych. Myślę, że on też jest z tego powodu szczęśliwy i niczego mu nie brakuje. Jest tyle cudownych rzeczy, które możemy robić razem. Wspólna wędrówka to zdecydowanie nasz ulubiony sport.
Świadome adopcje.
Bardzo często dochodzi do zwrotów z adopcji. Bo gryzie, bo szczeka, bo sika, bo się ma bałagan w głowie i nie podejmuje się decyzji świadomie. Ludzie traktują psy jak worek kartofli, który można przerzucać z miejsca w miejsce. Ratowanie psiego życia stało się modne i często decyzje są podejmowane pod wpływem chwili. Nagle okazuje się, że pies który dwa lata swojego życia spędził na łańcuchu trafia do centrum dużego miasta. Możemy sobie tylko spróbować wyobrazić co czuje taki pies. Pierwszy raz na oczy widzi autobusy, tramwaje, hulajnogi, śmieciarki, schody, windy, kanapę, dywan, panele, odkurzacz, telewizor, pralkę i wiele więcej. Jeżeli dodatkowo trafi na niedoświadczonych opiekunów to katastrofa murowana. Zdarzają się przypadki, że nawet pomimo ciężkiej pracy i ogromnej wiedzy taki pies nigdy nie będzie szczęśliwy w mieście. Jedynym wyjściem okazuje się znalezienie domu w spokojnej okolicy.
Życie psów w dużych miastach jest trudne. Ogromna ilość bodźców – te wszystkie światła, dźwięki, ludzie, psy, hałas. Bardzo często ja sama wracam ze spaceru tak przebodźcowana, że padam na twarz. Ludzie mają mało czasu, pracują coraz więcej. Ciężko jest znaleźć ciche i spokojne miejsce na relaksujący spacer. Do tego wszystkiego presja na robienie z psem więcej i więcej. Czasami w tym wszystkim zapominamy, że pies ma zupełnie inne potrzeby niż człowiek.
Post wyszedł dosyć negatywny więc zakończę pozytywnym akcentem. W tym gąszczu nieszczęśliwych i sfrustrowanych psów wyłapuję czasem takie, które świetnie dostosowały się do takiego trybu życia i radzą sobie lepiej niż wiele ludzi. Widać, że są szczęśliwe, zadbane, jeżdżą na fajne spacery, dostają wsparcie ale są też samodzielne. Nie sądziłam też, że kiedyś to powiem ale myślę, że Mastan jest szczęśliwy żyjąc w mieście. Zapewne najlepiej czuł by się na odludziu ale radzi sobie coraz lepiej. Podejmuje mądre decyzje, jego kontakty z psami są coraz lepsze, nasza komunikacja weszła na jeszcze wyższy poziom. To wszystko sprawia, że ma coraz więcej wolności, a ja mam do niego coraz większe zaufanie. Prawie 2 lata – tyle zajęło mi doprowadzenie go do takiego stanu psychicznego. Ze zlęknionego dzikusa wyrósł (prawie) stabilny i dojrzały chłopak. I oby takich psów było coraz więcej!